www.eprace.edu.pl » ludzkie-zachowania » Socjobiologia o zachowaniach człowieka » Koewolucja biologiczna-kulturowa u E. O. Wilsona

Koewolucja biologiczna-kulturowa u E. O. Wilsona

Spór natura-kultura, dla wielu anachroniczny i nieaktualny, dziś ożywa na nowo na skutek dynamicznie rozwijającej się genetyki, której jednym z głównych celów jest odczytanie ludzkiego genotypu. Jedne nauki biorą pod uwagę dokonania tejże gałęzi wiedzy, inne je ignorują. Odpowiednio idzie za tym podział na nauki przyrodnicze i nauki humanistyczne. Tym, co rożni socjobiologów od socjologów, czy też antropologów o orientacji biologicznej od antropologów kulturowych, jest podejście do dwóch typów ewolucji: naturalnej i kulturowej. Można je traktować koniunktywnie albo dysjunktywnie, jako zależne od siebie, albo, jako niezależne od siebie i wzajemnie się niewarunkujące. Idea jedności wiedzy, jaka zakwitła w umyśle Edwarda Osborna Wilsona, została opisana w książce Konsiliencja: jedność wiedzy. W niej autor stara się nas przekonać, że nauki przyrodnicze i nauki humanistyczne mogą zostać razem sprzężone, gdyż nie dotyczą one dwóch rożnych przedmiotów badań, ale podejmują wyzwanie wyjaśnienia, czy też zrozumienia, tego samego przedmiotu badań, jakim jest człowiek, byt przyrodniczo-społeczny. Naturę i kulturę według Wilsona wiążą reguły epigenetyczne, programujące ontogenezę mózgu i, w dalszej kolejności, ludzkie postawy, predyspozycje emocjonalne, cechy behawioralne, które umożliwiają jednostce funkcjonowanie w kulturze. Tym, co koduje treść tych stałych elementów naszego wyposażenia są geny. W ten sposób Wilson, w ramach swojej hipotezy koewolucji genowo-kulturowej, stara się pogodzić ze sobą dwie heterogeniczne rzeczywistości. W tym sensie socjobiologia jest próbą zaaplikowania teorii ewolucji, czy też faktu ewolucji, na grunt kultur i społeczeństw. Uznanie faktu filogenezy gatunku i ontogenezy każdej jednostki tego gatunku, wymusza na nas pytanie, jak to się dzieje, że jednostka ma coś z ogółu nie tylko anatomicznie, fizjologicznie i morfologicznie, ale też behawioralnie, że wchodzi ona w krąg intersubiektywnej całości. Jeżeli bowiem geny kodują właściwości fenotypowe poziomu organicznego, a częścią tych właściwości są dyspozycje do takich a nie innych zachowań społecznych, czy takie a nie inne zdolności dopuszczające możliwość uczenia się, to – socjobiolog sprytnie podchwyci, – dlaczego nie uznać, iż poziom społeczno-kulturowy jest także, tak samo jak poziom biologiczny, sterowany informacją genetyczną? Jednostka w takim ujęciu jest depozytariuszem uniwersalnego kodu genetycznego stanowiącego istotę człowieczeństwa.

Kultura jest wytworem umysłowego wysiłku ludzkich zbiorowości; równocześnie, każdy indywidualny umysł jest produktem genetycznie uwarunkowanej struktury ludzkiego mózgu. Geny i kultura są ze sobą nierozerwalnie związane. Jednak łączące je związki mają charakter elastyczny i na razie niewiele wiadomo na temat granic tej elastyczności. Ich wzajemne powiązania są także bardzo złożone: geny wyznaczają kształt reguł epigenetycznych, czyli szlaków połączeń neuronowych oraz pewnych regularności występujących w rozwoju poznawczych funkcji mózgu, za pomocą których indywidualny umysł konstytuuje sam siebie. Umysł w trakcie swojego rozwoju, od narodzin do śmierci, absorbuje elementy istniejącej kultury, posługując się kryteriami wyboru wyznaczonymi przez reguły epigenetyczne odziedziczone przez dany mózg. (…) W trakcie ewolucji genetyczno-kulturowej w każdym pokoleniu zachodzi proces odtwarzania kultury w umysłach należących do niego jednostek. Zastąpienie tradycji ustnej przez pismo i sztukę umożliwia prawie nieograniczony rozwój kultury, dzięki czemu przekaz kulturowy może „przeskakiwać” pokolenia. Jednak nie zmienia to podstawowego ukierunkowującego oddziaływania reguł epigenetycznych, które są przekazywane genetycznie, a tym samym pozostają nieusuwalnym i niezmiennym elementem naszego wyposażenia67.

Tym, co może nastręczać trudności interpretacyjnych myśli zawartej w tym fragmencie, jest kwestia warunkowania zachowań przez geny. Chodzi mianowicie o to, czy mamy do czynienia ze ścisłą naturalistyczną determinacją, czy z możliwością jakiegoś dostosowywania surowego materiału wyjściowego zawartego w naszym fenotypie do zastanych warunków środowiskowych. Sam termin koewolucja genowo-kulturowa, w znaczeniu Wilsonowskim, zabrania nam przyjmowania jednostronnej zależności geny-kultura, bo sugeruje zależność obustronną: genów od kultury i kultury od genów. Z tych zależności Wilson nie wyklucza roli doboru naturalnego. Kultury nie postrzega jako autonomicznej sfery rzeczywistości, pozostającej całkowicie poza obszarem uwarunkowań biologicznych człowieka – odrzuca zatem podejście antynaturalistyczne, dominujące w naukach społecznych XX wieku. Dobór naturalny nadal obowiązuje i na poziomie kultury polega na faworyzowaniu tych jednostek – zarazem genów, – które najlepiej spełniają warunki nakładane przez środowisko społeczno-kulturowe, w jakim dana jednostka żyje. Abnegat, czy osoba z dysfunkcyjnymi uwarunkowaniami psychicznymi, ma mniejsze szanse na założenie rodziny i wychowanie potomstwa, natomiast osoba zdrowa psychicznie, przedsiębiorcza i odważna, większe. Tak można by było rozumieć funkcjonowanie doboru naturalnego na wyższym poziomie68.

Jedna z przesłanek kulturowego doboru naturalnego może budzić wątpliwości. Kultura z założenia socjobiologicznego ma wspomagać najlepiej dostosowanych, mówiąc inaczej, wpiera genetyczną wartość przystosowawczą, tych, którzy potrafią z niej korzystać69, i tym samym eliminuje niedostosowanych.

Kultura jest jednym z czynników określających, które z genów przeżyją i będą skutecznie przekazywane następnym pokoleniom70.

Trzeba jednak zauważyć, że warunki społeczne i kulturowe ulegają zmianie, wobec czego wartość przystosowawcza w dwóch różnych okresach historycznych może być różna, a jeżeli tak, to nacisk selekcyjny, wywierany na człowieka, będzie się zmieniał i nigdy nie doprowadzi do powstania jakiegoś idealnego wzoru, nigdy nie doprowadzi do wyselekcjonowania najbardziej korzystnych genów. Trudno zatem mówić o faworyzowaniu lub usuwaniu czegoś z genetycznej puli gatunku. Jest raczej tak, że ludzki genotyp jest stały, ewentualnie zmienia się bardzo powoli, a ewolucja kulturowa jest postępująca, i postępuje niekoniecznie w kierunku tych zmian, które są dla człowieka korzystne. Nie przekreśla to jednakże samej naturalistycznie pojętej koncepcji człowieka.

Kwestia geny-środowisko, jak również geny-kultura została już poruszona w podrozdziale Geny a zachowanie. Wilson na nowo podejmuje tę kwestię, posługując się inną terminologią niż przedstawiciele genetyki. Genetycy zgodnie uznają istnienie tak zwanej normy reakcji, jako sumy wszystkich naszych reakcji behawioralnych w każdym z możliwych środowisk, czy też na każde możliwe doświadczenie. Znaczy to tyle, że każdy z nas jest kimś niepowtarzalnym przez typową dla siebie normę reakcji. Gdyby tak nie było, każdy z nas byłby całkowicie rozmytym obiektem bez stałych elementów konstytutywnych dla niego samego71.

Wilson w miejsce normy reakcji wstawia pierwotne i wtórne reguły epigenetyczne. Skąd u harwardzkiego uczonego idea koewolucji genowo-kulturowej osadzona na regułach epigenetycznych? W czasach pisania książki O naturze ludzkiej Wilson opowiedział się jednoznacznie za determinizmem genetycznym, podporządkowując mu kulturę i czyniąc ją całkowicie zależną od biologicznej natury ludzkiej. Myślenie to natrafiło na wiele problemów związanych z możliwością i przyczyną rozwoju umysłowego i kulturowego. Jeżeli geny trzymają kulturę na smyczy72 - jak utrzymywał Wilson z okresu swojej pracy O naturze ludzkiej – to jak to jest możliwe, że ludzki umysł może być wolny w wyborze i niekoniecznie zdeterminowany jakimiś ścisłymi zależnościami genetycznymi, oraz czemu mamy przypisać różnorodność kulturową wytwarzającą różne typy zachowań? W hipotezie genowo-kulturowej Wilson jest nadal wierny neodarwinizmowi jednoczącemu życie za pomocą praw ewolucyjnych i genetycznych, a zarazem uznaje fakt wyjątkowości człowieka na tle innych gatunków. Wyjątkowość ta nie jest dla niego jednak jakąś astralną emanacją, lecz jest wyznaczana specyficznymi dla naszego gatunku regułami epigenetycznymi. Jest to próba odpowiedzi na pytanie: jak jest możliwe zwierzę zwane człowiekiem?

Jako pierwotne reguły epigenetyczne Wilson wyróżnia automatyczne procesy przetwarzania informacji zachodzące na poziomie procesów filtrowania i kodowania bodźców w organach zmysłowych oraz obwodach mózgowych zaangażowanych w ich postrzegania. Pochodzą one głównie od zmysłów smaku, zapachu, słuchu i wzroku i są niezależne od wpływu kultury. (…) Geny warunkują zatem dyspozycje określonych narządów zmysłowych do rejestrowania określonych bodźców73.

Są one podstawą dla wtórnych reguł epigenetycznych, w których kształtuje się społeczny wymiar człowieka. Z racji omawianego przez nas tematu nie są one tak ważne jak wtórne reguły epigenetyczne.

Wydawałoby się, że jeżeli pierwotne reguły epigenetyczne są ściśle zależne od genów, to wtórne będą niezależne. Otóż zdaniem Wilsona tak nie jest. Wtórne reguły epigenetyczne są również determinowane genetycznie a różnią się one od pierwotnych tym, że są dodatkowo zależne od warunków środowiskowych i stają się dzięki temu bardziej elastyczne. Nie chodzi Wilsonowi o znalezienie wszystkich reguł, ale przede wszystkim tych, które zdradzają ukierunkowanie na społeczne skłonności, wliczając w to skłonności do zachowań moralnych. Wymienić należy między innymi: rozpoznawanie twarzy, komunikację niewerbalną, preferencje seksualne, opiekę rodzicielską, więź matki z dzieckiem, przywiązanie do własnej grupy (trybalizm), lęki i fobie, unikanie obcych (ksenofobia), tabu kazirodztwa, posługiwanie się językiem, używanie narzędzi, reguły dotyczące wartościowania i podejmowania decyzji, reguły uczenia się na zasadzie selekcji symboliki i metafor74. Zamysłem autora jest ukazanie sensowności tychże reguł w procesie ewolucji człowieka. Każda z tych reguł została najpierw wytworzona i utrwalona w drodze mutacji i selekcji, ponieważ posiadanie jej przynosiło większe korzyści aniżeli nieposiadanie jej. Następnie, wskutek postępującej socjalizacji człowieka, większość z tych reguł została umocniona, gdyż z perspektywy społecznej - a więc z obecnego naturalnego środowiska człowieka - okazały się one także jak najbardziej użyteczne. Nie chodzi w tej ewolucji tylko o trwanie, ale o sposób trwania. Jeżeli pierwszy warunek sukcesu ewolucyjnego – to znaczy przeżycie i reprodukcja – zostaje spełniony, wówczas natura może sobie pozwolić na komfort, wprowadzając udoskonalenia, które z ewolucjonistycznego punktu widzenia są zbyteczne. Powstaje zatem to, co autor Konsiliencji nazywa wtórnymi regułami epigenetycznymi. Niektóre z nich występują w swojej prymitywnej postaci w społeczeństwach innych naczelnych. Jednakże, wskutek ograniczeń anatomiczno-morfologiczno-fizjologicznych innych naczelnych - mniej funkcjonalnej budowie aparatury głosowej itp. - reguły te nie mogły i rozwinąć się powyżej pewnego poziomu.

Wtórne reguły epigenetyczne nie pozostają bez związku z emocjami, te znowu amerykański uczony dzieli na pierwotne i wtórne. Emocje pierwotne to reakcje wrodzone albo instynktowne na określone bodźce jak np. na nagły głośny hałas, nagłe pojawienie się dużych obiektów, wijące się ruchy węży. Reakcja emocjonalna na określone bodźce środowiskowe jest automatyczna. Emocje wtórne to sposób, w jaki każda osoba, albo za sprawą swojego doświadczenia, albo przez wrodzoną taką a nie inną wrażliwość, reaguje na takie, a nie inne dane środowiskowe. Różnica między emocjami polega na tym, że emocje pierwotne są czysto endogenne i ich przyczyną pierwszą, – jeśli można tak powiedzieć – jest układ limbiczny, obejmujący sferę emocjonalną, natomiast emocje wtórne mają swoją przyczynę częściowo egzogenną, to znaczy, że te same obwody limbiczne są pobudzane przez inne bodźce, aniżeli te skorelowane z emocjami pierwotnymi. Reaguję emocjonalnie, jeżeli spotykam bliską sobie osobę, lecz rodzaj tego bodźca nie został gatunkowo zaprogramowany, lecz należy do mojego doświadczenia75. Co do emocji pierwotnych należy jednak wprowadzić małe sprostowanie. Każde zwierzę, podobnie jak człowiek, reaguje paraliżem lub ucieczką, ewentualnie lękiem i stresem przed nieznanym sobie obiektem, który się szybko porusza w jego kierunku lub/i wydaje przy tym dźwięki. Jest to wbudowany mechanizm ewolucyjny, mający służyć ochronie życia przed drapieżnikami, które pojawiają się znacznie rzadziej niż inne niezagrażające gatunkowi osobniki. Jednakże za sprawą przyzwyczajenia, – co etolodzy nazywają habituacją – wszystkie te symptomy mogą zostać zniesione.

Emocje wtórne biorą czynny udział w kształtowaniu się relacji i więzi społecznych. Tak jak emocje pierwotne sygnalizują zagrożenie, tak emocje wtórne powiadamiają nas o tym, kto przyjaciel, kto wróg, kto bliski, kto obcy i są podstawą do takich zachowań jak trybalizm76 i ksenofobia, co w dalszej kolejności rodzi moralne zobowiązania względem członków własnej wspólnoty77. Formowanie się moralności u swego podłoża nie tylko ma emocje, które stają się tworzywem budulcowym do współpracy i zobowiązań, ale również i to, że człowiek z istoty swojej jest zwierzęciem społecznym. Dążenie do więzi, najpierw międzyosobniczej, potem grupowej a następnie społecznej, jest częścią jego istoty. Zasady, zobowiązania czy prawa moralne – z socjobiologicznego punku widzenia – nie są człowiekowi wrodzone, lecz dyspozycje uzdatniające jednostki do relacji międzyosobniczych, grupowych, czy społecznych wywierają nacisk na kształtowanie się takich a nie innych zasad czy zobowiązań wobec członków własnej grupy. Nie jest to jednak tylko czysty konstruktywizm. Poza tym, że ludzie z istoty swojej dążą do więzi z innymi - a jeśli chce się utrzymać tę więź, należy innym nie szkodzić, w miarę możliwości być skłonnym do współpracy, nie oszukiwać, nie zabijać, nie brać żony bliźniego swego itd. - to mają także uczucia moralne, które informują ich o charakterze ich czynów. A więc nie zabijam nie tylko dlatego, abym nie szkodził innym, nie zabijam, bo mam naturalne do tego hamulce. Nie pozwala mi na tego także moja zdolność do empatii. Naturalne uczucie moralne jest w tym sensie kompasem aksjologicznym.

Wśród cech, o których wiemy, że są przekazywane dziedzicznie, najbliższe dyspozycjom moralnym są empatia wobec cudzego nieszczęścia oraz więzi uczuciowe łączące niemowlęta z ich opiekunami78

Czym różni się taki naturalistyczny emotywizm od podejść właściwych etyce i racjonalistycznej? Wydawałoby się, że jest to pogląd pozbawiony elementów normatywnych – to przekonanie jest błedne. W tym ujęciu bowiem sama natura wyznacza normę, której łamanie budzi, niezależnie od woli, pejoratywny oddźwięk uczuciowy. Od początku swojego istnienia człowiek tworzy relacje z innymi, najpierw międzyosobnicze, później grupowe i społeczne. Tworzą się różne typy więzi społecznych. Najbardziej intensywnymi są te międzyosobnicze, z nich znowu możemy wyróżnić różne podtypy: rodzinne, przyjacielskie, koleżeńskie, w dalszej kolejności będą te społeczne. Relacje te są stopniowalne, wobec czego nie należy się spodziewać po człowieku - choć żądania wobec niego można mieć bardzo wielkie - aby naturalne hamulce czy imperatywy o charakterze uczuciowym, jak i zasady, na które się godzi dla dobra własnej grupy, działały w każdych warunkach i bez względu na okoliczności.

Jak należy rozumieć związek pomiędzy regułami epigenetycznymi, emocjami wtórnymi, uczuciami moralnymi, zachowaniami prospołecznymi oraz moralnością? Można to przedstawić w następujący sposób: reguły epigenetyczne są warunkowane genetycznie, wtórne reguły epigenetyczne są, dodatkowo, warunkowane kulturowo. Reguły te kodują zasób naszych podstawowych emocji, emocje wtórne – z kolei - sprzyjają tworzeniu więzi międzyosobniczych, a stworzenie takich więzi, wyzwala uczucia moralne. Uczucia moralne tworzą następnie zachowania prospołeczne, a te, za sprawą ludzkiej inteligencji, są przekształcane między innymi w moralność. Może zatem powstać złudzenie, że cała sfera kultury jest niezależna od biologicznej natury ludzkiej, ale. kiedy cofamy się w tym łańcuchu przyczynowym, okazuje się, że kultura jest z naturą ściśle związana. Zniesione zostaje błędne przekonanie, że kultura jest twórem czystej racjonalności, sprzeciwiającej się dyktatowi natury. Z punktu widzenia socjobiologii zachowania społeczne, w tym moralne, są tylko jednym z podsystemów naturalnej samoregulacji gatunku na poziomie społecznym. Można się zatem zgodzić z empirystami uznającymi:

(…), że kodeksy moralne są tak skonstruowane, żeby zgadzały się z niektórymi popędami natury ludzkiej oraz tłumiły inne79.

Niemniej nie jest prawdą jakoby kultura „zawierała się” w genach. To geny jednak są koniecznym warunkiem powodzenia ewolucji na poziomie kulturowym. Nie byłoby jednak żadnej ewolucji społecznej ani kulturowej, gdyby jednostki nie prowadziły kolektywnego trybu życia. Socjobiologia spina biologię z kulturą, twierdząc, że z natury jesteśmy zwierzętami społecznymi, i to, w konsekwencji, umożliwia pojawienie się kultury.



komentarze

Copyright © 2008-2010 EPrace oraz autorzy prac.